Blog nadzorczy UKNF - Komisja Nadzoru Finansowego

KOMUNIKACJA

Blog nadzorczy UKNF - O ryzyku stopy procentowej kredytów hipotecznych w Polsce: lekcje z przeszłości

Data aktualizacji:

Kamil Liberadzki, Dyrektor Departamentu Rozwoju Regulacji

I. Ryzyko stopy procentowej: przewidywanie przyszłości i poleganie na zbiorowej mądrości Internetu

Czy przypatrywaliście się kiedyś dymowi rozchodzącemu się w powietrzu w całkowicie bezwietrzną pogodę? Co ma wspólnego ruch cząstek takiego dymu z dynamiką stopy procentowej kredytów hipotecznych zmiennoodsetkowych? Otóż banki wyceniają kontrakty oparte na stopie procentowej stosując modele jej dynamiki prawie identyczne do tych wykorzystywanych przez fizyków do modelowania ruchu dymu rozchodzącego się w bezwietrznym otoczeniu. Każda pojedyncza cząsteczka dymu bombardowana miliardami cząstek powietrza podlega dyfuzji opisanej modelem błądzenia losowego. Według takiego samego schematu podąża rynkowa stopa procentowa „popychana” decyzjami, przeważnie podejmowanymi niezależnie od siebie przez setki tysięcy uczestników obrotu gospodarczego (pieniężnego).

Ekonomiści finansowi traktują stopę procentową jako „proces stochastyczny” czyli zmienną losową. W oparciu o takie podejście wyceniane są obligacje, kredyty oraz instrumenty pochodne oparte na stopie procentowej.  W konsekwencji takiego założenia, w średnim i dłuższym horyzoncie czasu poziom stopy procentowej jest w swej istocie nieprzewidywalny. W rezultacie konsumenci przy zaciąganiu kredytu hipotecznego, dokonujący na podstawie własnych lub cudzych prognoz – a w obecnych warunkach coraz częściej: zbiorowej mądrości Internetu – wyboru zmiennej stopy procentowej zamiast okresowo-stałej, mogą popełnić błąd. Tak też stało się w Polsce w roku 2021, kiedy to konsumenci – wbrew wyraźnym ostrzeżeniom płynącym z UKNF, w tym w ramach prowadzonej wtedy w mediach przez nadzór kampanii informacyjnej – masowo zaciągali kredyty o zmiennym oprocentowaniu. Należy podkreślić, że dzięki wprowadzeniu przez UKNF zmienionej Rekomendacji S klienci mieli już wtedy – w okresie rekordowo niskich stóp procentowych – do wyboru kredyty okresowo-stałoodsetkowe, z dzisiejszego punktu widzenia bardzo atrakcyjnie oprocentowane. Działali oni jednak zapewne w przekonaniu, że oprocentowanie kredytu nie wzrośnie istotnie, a przynajmniej – z zamiarem skorzystania z rekordowo niskiego wówczas oprocentowania kredytów zmiennoprocentowych. Innymi słowy, często nie wzięli pod uwagę lub nie doszacowali ryzyka stopy procentowej, a szczególnie możliwości istotnego wzrostu stóp w tak krótkim czasie.

Prawa ekonomii pozostają jednak nieubłagane. Skoro stopa procentowa podlega losowości, podobnie jak ruch cząstek dymu w idealnie bezwietrznym otoczeniu, to równie skutecznie można by prognozować jej przyszły poziom, tak jak wróżyli w starożytności wioskowi szamani na podstawie wnętrzności kury.

Stąd obecnie, z nieskrywanym zaskoczeniem, UKNF odbiera medialne wypowiedzi anonimowych przedstawicieli sektora bankowego. Wynika z nich, jakoby banki były gotowe zaoferować klientom-konsumentom nieskrępowaną możliwość zamiany udzielonych już kredytów oprocentowanych okresowo-stałą stopą procentową na kredyty o zmiennej stopie procentowej, przede wszystkim na podstawie…przekonania konsumentów (!), że stopy procentowe zmienne w Polsce nie będą już wzrastały, a jeśli miałyby się zmienić, to jedynie w jednym kierunku: w dół. Obecnie wszyscy przeżywamy swoiste déjà-vu, bo jeszcze we wrześniu 2021 roku byliśmy świadkami wygłaszania identycznych poglądów, że stopy procentowe referencyjne dla kredytów w Polsce miały nigdy nie wzrosnąć, kiedy to WIBOR wynosił ok. 0,24% (obecnie wynosi on prawie 7%). 

Nasuwa się także analogia do lat 2006-2008, kiedy to niektórzy również uważali, że trend aprecjacji złotego względem franka szwajcarskiego będzie trwały. Niestety, rzeczywistość twardo zweryfikowała te oczekiwania już jesienią 2008 r., a następne lata przyniosły kolejne zdarzenia – jak choćby zaprzestanie interwencji przez SNB w styczniu 2015 r. – w wyniku których „wynalazek finansowy” w postaci walutowych kredytów hipotecznych, w połączeniu z ewolucją orzecznictwa, stał się głównym źródłem ryzyka systemowego dla polskiego rynku finansowego. Jednocześnie, zadowoleni niegdyś walutowi klienci hipoteczni, postrzegający się wcześniej jako świadomi beneficjenci niskich stóp procentowych w CHF połączonych z trendem aprecjacji CHF względem PLN, odnaleźli się w roli osób „nabitych w kredyty walutowe”, które z walki o korzystne dla siebie skutki „abuzywności klauzul kursowych” uczyniły element debaty publicznej czy też publicystycznej.

II.  Czy konsumenci mają prawo do nieskrępowanego podejmowania ryzyka?

Podstawowym obowiązkiem nadzorców i regulatorów rynku finansowego jest wyciąganie wniosków. Dotyczy to zwłaszcza zdarzeń, które historycznie dostarczały trosk nadzorcom, przyczyniając się do wzrostu ryzyka systemowego w sektorze finansowym. Regulatorzy finansowi już od lat stoją przed dylematem o charakterze fundamentalnym: czy regulacje bankowe powinny pozwalać jednostce (konsumentowi) na nieskrępowane podejmowanie ryzyka, czy też powinny to konsumentowi ograniczać albo wręcz tego zabraniać? Wielu podnosi przy tym, że w wolnym kraju o gospodarce rynkowej jednym z głównych praw obywatelskich jest prawo do podejmowania ryzyka gospodarczego, w tym finansowego. Jednakże w praktyce najczęściej sprawdzają się rozwiązania kompromisowe. To prowadzi do konkluzji, że kredytobiorca-konsument co do zasady powinien samodzielnie dokonywać wyboru w warunkach niepewności co do przyszłego kształtowania się stóp procentowych i kursów, lecz w pewnych obszarach swoboda wyboru powinna podlegać ograniczeniom. 

Rolę nadzoru finansowego – na co wskazywał w swoich wystąpieniach na przestrzeni ostatnich miesięcy Przewodniczący KNF Jacek Jastrzębski – postrzegamy jako wskazywanie rynkowi pewnego rozsądnego punktu równowagi z punktu widzenia uczciwego i zbalansowanego podziału korzyści i ryzyk pomiędzy klientami, a instytucjami finansowym. Chodzi też o zapewnienie, aby po żadnej ze stron nie materializowała się pokusa nadużycia (moral hazard). 

Obecnie może się ona pojawić po stronie klientów, wyrażając się w próbie kalkulowania, że skoro być może stopy niebawem zostaną obniżone, więc warto wrócić do kredytu zmiennoodsetkowego. Jednak jeśli za jakiś czas miałoby się okazać, że zrealizował się w tym zakresie inny scenariusz, ponownie usłyszymy argumenty próbujące zlokalizować problem w jakiejś formie „abuzywności” umowy, we wskaźniku referencyjnym stopy procentowej, w braku właściwej  informacji o ryzyku stopy procentowej lub w niewłaściwej inkorporacji wskaźnika referencyjnego do umowy kredytowej. 

Jeżeli zjawisko takie przybierze masową skalę usłyszymy z kolei od sektora finansowego, że materializujące się „ryzyko prawne” zagraża sytuacji banków lub możliwości finansowania przez nie gospodarki albo że niestabilność prawna nie pozwala na odpowiedni poziom akcji kredytowej w odniesieniu do kredytów hipotecznych. Skutkiem będą apele i postulaty o wsparcie adresowane do instytucji publicznych. To będzie z kolei świadczyło o występowaniu zjawiska moral hazard też po stronie banków, które obecnie chciałyby konwertować kredyty stałoprocentowe na zmiennoprocentowe.

Jako nadzór musimy takim sytuacjom przeciwdziałać, a najlepiej zapobiegać. Dlatego uważamy, że nadzór powinien w sposób stanowczy prezentować swoje stanowisko w takich „problematycznych kwestiach” i korygować mechanizmy rynkowe tam, gdzie pojawia się moral hazard.

Dotyczy to też kwestii swobody wyboru pomiędzy kredytem stało i zmiennoodsetkowym. Doświadczenia ubiegłych lat, w szczególności okresu rekordowo niskich stóp, kiedy to klienci mieli do dyspozycji ofertę kredytów stałoprocentowych, a mimo to masowo wybierali kredyt zmiennoprocentowy – kierując się atrakcyjnym bieżącym oprocentowaniem i niską wysokością bieżącej raty, nie biorąc pod uwagę możliwości istotnego wzrostu stóp – wskazują, że czysty model „wolnego wyboru” wykazuje pewne niedostatki. Później muszą być one łagodzone nadzwyczajnymi działaniami, jak choćby moratoria kredytowe. Z tych doświadczeń trzeba wyciągać wnioski. 

Dlatego polski nadzorca i regulator, KNF, przyjął metodę „złotego środka”: w chwili udzielenia kredytu, to do konsumenta ma należeć wybór, jaką metodę oprocentowania kredytu hipotecznego ostatecznie wybierze1. Natomiast banki mają mieć w swojej ofercie kredyty o stałym lub okresowo-stałym oprocentowaniu oraz umożliwić konwersję już udzielonych kredytów zmiennoodsetkowych na stało-odsetkowe. Fakultatywnie można oferować także kredyty zmiennoodsetkowe nowym klientom. Wymogiem w stosunku do banku udzielającego kredyt hipoteczny jest rzetelne poinformowanie klienta o ryzyku każdego z oferowanych modeli oprocentowania oraz zbadanie zdolności kredytowej klienta uwzględniając ryzyko wzrostu stopy procentowej kredytu. Rzecz jasna to ryzyko jest mniejsze dla kredytów okresowo-stałoodsetkowych niż zmiennoodsetkowych i to powinno znaleźć stosowne odzwierciedlenie w badaniu zdolności. Cywilizacyjnej zmianie na rynku kredytów hipotecznych sprzyjać będzie natomiast zasada, że pierwotnie obrany przez klienta profil ryzyka stopy procentowej wyrażający się w wyborze kredytu stałoprocentowego nie powinien być następnie zmieniany na bardziej ryzykowny, przez refinansowanie oparte o stopę zmienną.

Wzrost rynkowych stóp procentowych, który miał miejsce w roku 2021 i kolejnych, unaocznił, że w przypadku istotnego wzrostu referencyjnych stóp procentowych dla kredytów zmiennoodsetkowych, nierzadko interweniuje państwo, w szczególności wprowadzając moratoria kredytowe służące ochronie klientów dotkniętych skokowym wzrostem raty. Wiąże się to z rosnącym poziomem obciążeń gospodarstw domowych korzystających z długoterminowego finansowania zmiennoprocentowego. Byliśmy świadkiem wprowadzenia takich rozwiązań na kilku rynkach i związanej z tym debaty. Odnotowaliśmy także kategoryczne głosy sektora bankowego w tej sprawie. Tym bardziej na ironię zatem zakrawa fakt, że obecnie to banki w Polsce same naciskają na regulatora, żeby ułatwić konsumentom zamianę kredytów hipotecznych stałoodsetkowych na zmienne.

III. Jak powinien zadziałać regulator w sytuacji chęci masowej zamiany kredytów stałoodsetkowych na zmiennoodsetkowe?

Wróćmy do problemu,  z którym ostatnimi tygodniami zmierzył się polski regulator.  Wierząc w rychły spadek stóp procentowych dla kredytów zmiennoodsetkowych w złotym polskim, klienci – posiadacze kredytów mieszkaniowych o stałym oprocentowaniu – obecnie zgłaszają chęć ich przedterminowej spłaty (i zaciągnięcia nowego kredytu na „korzystniejszych” warunkach, oprocentowanym stopą procentową zmienną). Jakby nieświadomi zmienności rynku – w tym także możliwości odwrócenia trendu – kredytobiorcy hipoteczni chcą wrócić do otwartej pozycji ryzyka stopy procentowej i zawrzeć swoisty „zakład z rynkiem”, tak jak poprzednie pokolenia kredytobiorców czyniły to (mniej lub bardziej świadomie) w odniesieniu do ryzyka walutowego.

W tym oto zamierzeniu banki zdają się niestrudzenie popierać swoich klientów – jakby niepomne, że skutki takich przegranych przez klientów „zakładów z rynkiem” wracają obecnie do banków na masową skalę w postaci tak mocno podkreślanego przez przedstawicieli sektora bankowego „ryzyka prawnego”.

Obowiązkiem nadzorcy i regulatora jest jednak wyciagnięcie wniosków. Dlatego zasada przyjęta obecnie przez regulatora w Polsce jest następująca: należy ograniczyć możliwość podejmowania przez konsumentów nieograniczonego ryzyka wzrostu stopy procentowej referencyjnej. Należy umożliwić kredytobiorcom – zgodnie z warunkami umowy – przedterminową spłatę kredytu hipotecznego opartego na okresowo-stałym oprocentowaniu, lecz zaciągany w to miejsce nowy kredyt refinansujący tamten spłacany, również powinien być kredytem o okresowo-stałym oprocentowaniu. Nie wyklucza to możliwości skorzystania przez kredytobiorców z obniżek stóp procentowych, jeżeli rynek profesjonalny rzeczywiście oczekuje obniżenia się poziomu rynkowej stopy procentowej, wtedy bank jest w stanie obniżyć poziom stóp procentowych dla kredytów stałoodsetkowych. Dzieje się tak, nawet jeżeli wiadomo, że taka prognoza rynku obciążona jest błędem, o czym na wstępie wpisu. Możliwe jest to dzięki funkcjonowaniu hurtowego (międzybankowego) rynku derywatów na stopę procentową oraz obligacji bankowych, które to rynki odpowiednio wyceniają oczekiwania co do przyszłego kształtowania się stopy procentowej w kwotowaniach tych instrumentów finansowych. Wykorzystuje się tu koncepcję struktury terminowej stóp procentowych, ale to już temat na osobny wpis do bloga. 

______________________
1 Osobną kwestią pozostaje, czy państwo nie powinno stworzyć szczególnych zasad finansowania pierwszej nieruchomości nabywanej na cele mieszkaniowe – które to zasady sprzeciwiałyby się alokowaniu po stronie kredytobiorcy jakichkolwiek ryzyk rynkowych (walutowego, stopy procentowej itp.). Taki kredyt mógłby więc być jedynie oparty o stopę stałą lub okresowo stałą. Kwestia ta mogłaby stać się przedmiotem osobnej wypowiedzi, stąd zostawiam ją na razie na marginesie.